Polska branża budowlana znajduje się w najgorszym momencie od lat. Chociaż są znaki, które mogą wskazywać na poprawę, wyjście z dołka zajmie jeszcze trochę czasu. Sytuację na polskim rynku przeanalizował dr Damian Kaźmierczak - wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Damian Kaźmierczak zaznaczył na wstępie, że trwający rok zapowiada się jako najgorszy w całym XXI wieku dla polskiego budownictwa pod względem liczby niewypłacalności firm budowlanych. Powołując się na dane firmy Coface, przekazał, iż od stycznia do września 2025 roku niewypłacalność ogłosiło już ponad 900 przedsiębiorstwo, czyli więcej niż w całym 2024 roku, ale też w latach 2022 i 2023 łącznie.
– Liczba upadłości monitorowana przez GUS nie odbiega znacząco od poziomów z lat poprzednich, co oznacza, że tak duża liczba niewypłacalności wynika z rosnącej liczby postępowań restrukturyzacyjnych. Sprzyjają temu obowiązujące przepisy prawa, jednak – bądźmy szczerzy – nikt nie inicjuje restrukturyzacji, jeśli nie musi. Znam co najmniej trzy przypadki upadłości dużych firm z długą historią działalności na polskim rynku budowlanym (jedna z sektora kubaturowego, jedna z drogowego i jedna z elektroenergetycznego). Kilka innych przedsiębiorstw znalazło się w bardzo poważnych tarapatach i walczy o przetrwanie – objaśnił na platformie LinkedIn.
Pokrótce przedstawiciel PZPB objaśnił również, że przyczynami głębokiej dekoniunktury w branży jest zacięcie dwóch silników, które napędzały budownictwo. Dodał, iż dane GUS potwierdzają, że budownictwo kubaturowe radzi sobie znacznie gorzej niż infrastruktura, która zmaga się z wyraźnym spadkiem nowych zleceń.
Na koniec Kaźmierczak zauważył, że chociaż „dołki” w polskim budownictwie są normalnością, to jednak rzadko trwają tak długo, bo obecny utrzymuje się już od dwóch lat, a dodatkowo – nawet gdy widać przejawy ożywienia w segmencie infrastruktury, minie sporo czasu, zanim firmy wejdą na budowy i zaczną wystawiać pierwsze faktury za zrealizowane prace.
– Ożywienie w segmencie infrastruktury wyraźnie się przesunęło, co potwierdza większość ekonomistów – kumulacja wydatków z funduszy unijnych nastąpi dopiero na przełomie 2026 i 2027 roku. Środki europejskie dopiero zaczynają na rynku pracować, a duże inwestycje infrastrukturalne powoli ruszają. Poprawa na rynku nastąpi dopiero wtedy, gdy duże spółki wykonawcze i mniejsi podwykonawcy zapełnią swoje portfele zleceń i przestaną prowadzić wojnę cenową o nowe kontrakty – podsumował, dodając, że w sektorze prywatnym natomiast trudno być optymistą i oczekiwać pozytywnych zmian.